przed porodem jeszcze nie pisałam bloga, zaraz po też nie więc nie uznawałam, żeby warto było wracać do porodu, bólu, wyczekiwania i tego wszystkiego co teraz po tych kilku miesiącach wydaje się być cudownym wspomnieniem, nawet ten ból... ale cóż to wszystko znaczy w obliczu tego co następuje...
wracam wspomnieniami, bo po przeszukaniu wszystkich folderów (zrobiłam w końcu porządek z tymi tysiącami, jak nie więcej zdjęć) znalazłam te pierwsze, najbardziej niewinne, czyste...
popłakałam się
mój syn, parę minut po narodzinach. zaraz po nie mam zdjęć, bo męża na sali nie było, ale to nie szkodzi, ja pamiętam, ten obraz na zawsze pozostanie w sercu...
a ja dalej swoje, bo nic innego do głowy mi nie przychodzi:
CUD...
Tego się nie zapomina :)
OdpowiedzUsuńMojego też nie było przy porodzie.. i dobrze !