czwartek, 28 marca 2013

nagroda od BO MY MAMY

jakiś czas temu wygrałam konkursik na blogu bo my mamy.
wybrałam sobie śpiworek od firmy color stories
dwa dni temu dotarła do nas paczuszka :)


a w niej długo wyczekiwany, śliczny śpiworek





pierwsze moje wrażenie (które utrzymuję) śpieworek śliczny, delikatny w dotyku i co również ważne dosyć duży- posłuży nam przez dłuższy czas.

wykonany 100% bawełny

a wieczorem po kąpieli synuś został "zapakowany". co mnie zmartwiło to to, że nawet tak śpiworek go nie unieruchomił ;)




musiałam przerwać zdjęcia, bo robione były na moim łóżku więc witek mógłby z niego spać, ale wyglądał pociesznie jak się w śpiworku czołgał. taka mała gąsieniczka...

a tutaj już słodko śpi 





śpiworek jest cieplutki więc nie muszę już okrywać maluch kołderką

rano po przebudzeniu





jak widać dziecko jest zadowolone więc przypuszczam, że dobrze się wyspał w swoim nowym śpiworku

a za wygraną jeszcze raz dziękujemy :)

sobota, 23 marca 2013

abecadło z pieca...

a dziś słoneczko rano zajrzało do okien więc i chęci więcej do życia do zabawy. 
tak wyglądało moje dzieciątko, aż miło popatrzeć :)


z witkiem zabawa z książką. alfabet. ogólnie jestem zwolenniczką tego, żeby sama uczyć tzn. nie lubię zabawek klepiących alfabet.

ostatnio nawet w tej kwestii się przeraziłam, w sklepie dziecięcym- pani bowiem pokazywała piłeczkę "mówiącą" alfabet: a, by, cy, dy... i jak na moją małą główkę wydaje mi się, że wprowadzi to złe nawyki u dziecka, bo według mnie powinno się uczyć: a, be, ce, de... ale cóż- pewnie ktoś długo nad tym pracował....

u nas wygląda to tak. codziennie mówię wituńkowi alfabet, czasem z książką ( jak dziś) czasem do literki dodaję przedmiot, czasem w rytmie ( jakimś, jaki akurat przyjdzie mi do głowy).

obecnie nie pracuję więc może ktoś powiedzieć, że łatwo się mówi jak ma się czas to można uczyć, ale myślę, że to parę minut wystarczy, a dziecko chyba lepiej załapie. do tego zabawa w kolory, cyfry czy cokolwiek. nie zajmuje naprawdę tak wiele czasu jakby mogło się wydawać.






















jak widać, wytrzymał tylko do ł, ale dlatego, że czas zajęło robienie zdjęć, a co za dużo to nie zdrowo i dziecko uciekło do zabawek ;)


piątek, 22 marca 2013

tatisynuś

mój mąż, a ojciec mojego dziecka często wyjeżdża, to z pracy na wystawy (aktualnie na jednej właśnie jest), to próby orkiestry, to koncerty, to zebrania... od samych narodzin małego wyjazdy są, ja się pogodziłam z takim stanem rzeczy, bo w końcu coś za coś (jak mówią, albo rybki, albo akwarium). witusiowi od małego drugi dzień bez tatusia doskwierał, ale od pewnego czasu te drugie dni są po prostu nie do zniesienia.

oczywiście- mama być musi, ale tata też być musi!!!

no bo jakże inaczej

nie mogę ułożyć do przedpołudniowego snu, nawet nie chcę myśleć co będzie z tym popołudniowym, a mąż późną nocą dopiero wróci i zaraz z rana znowu jedzie więc jeszcze jutro z taką buzią będę miała do czynienia :(











bo, że ojciec w wychowaniu dziecka odgrywa rolę istotną nie  muszę chyba pisać.

jak byłam mała nie wydawało mi,
teraz jednak wiem, jak wielki ma wpływ relacja matka- ojciec na rozwój dziecka, a możliwe uchybienia mogą pojawić się w wieku dorosłym w relacjach z ludźmi, w relacjach damsko- męskich. czasem nawet w normalnym funkcjonowaniu...

a moi chłopcy razem bawią się najlepiej i czasem na zbolałe serce wystarczy widok tych dwóch panów i jest już ok.



hihi moje ulubione zdjęcie pornograficzne ;)







wituś zasnął. więc chwila czasu dla siebie :)
w mieszkaniu sajgon, na krok nawet odejść nie mogę. rano tylko zanim się obudził szybko podłogi przetarłam, żeby kurzu nie było i czekam. może samo się zrobi ;)


  


czwartek, 21 marca 2013

ciut wiosny

w odpowiedzi na pojękiwania na innych postach, jak i na mój poprzednio post o tym, jak to źle i jak szaro, bo ta zima, bo wiosny nie ma, ciągle śnieg i szaro. smutno wszystkim, słonka brak...

a ja postanowiłam się pobawić i...











kto pamięta??? :)

teraz tylko druczek, rameczki i jeszcze jakiś czas może zastępczo zawisnąć na ścianie. takie małe placebo ;)

dołek

życie to sinusoida- jakie to banalne, ale jakże prawdziwe
a oto moja, własnoręcznie stworzona i ja ( ten ludek)


z serii smęty- ciąg dalszy
a więc nieodparte wrażenie, że nic mi nie wychodzi, nikt nie lubi, na nikogo nie mogę liczyć i w ogóle, taka samotna, niechciana.

i wszystko nie tak jak powinno by być, a w górę jeszcze daleka i stroma droga.

i męża nie ma, synuś śpi.

a może to ta szarówka za oknem?

wtorek, 19 marca 2013

zakochana

a tak napiszę o mojej miłości, ostatnio dodanej; może nie tak niedawno, bo już może ze dwa latka będzie, ale miłość od pierwszego wejrzenia; usłyszenia raczej. tak, chcę napisać o miłości do muzyki, niezwykłej, poruszającej, wzruszającej, rozweselającej, sprawiającej, że ma się wrażenie, iż jeszcze nie wszystko skończone, że można zrobić coś innego, lepszego. 

mówię tutaj o czesławie mozilu 
na którego dźwięk głosu serce zaczyna mocniej bić
nawet covery w jego wykonaniu są wyjątkowe


a teledyski. senne marzenia


i do cholerki jasnej, nawet "wszędzie się kręci tvn" też jest super ;)

 witek na dźwięk "maszynki do świerkania"zamiera więc sądzę, że przypadł do gustu mojemu syneczkowi i oby tak dalej.

 mnie cieszy, że coś na rynku muzycznym można zrobić jeszcze innego, niepospolitego, a jest to nie lada wezwanie w czasach, kiedy wszystko już było.


maskotki do jedzenia

i pytam wszem i wobec: gdzie te ząbeczki??? czekamy i czekamy; witek się męczy, pluje, płacze, gryzie co tylko się da, a ząbków jak nie było tak nie ma...



sama już nie wiem, co malutkiemu poradzić, bo przecież faszerować go ciągle tymi syropkami nie mogę


ale jak tylko ten pierwszy się pojawi, och co za ulga będzie, a sądzę, że i jego zabaweczki w końcu już odpoczną ;) chyba, że przygotowywać będzie się na kolejne hihi


czekamy, czekamy już chyba ze dwa miesiące i doczekać się nie umiemy, ciekaw jestem czy wszystkie dzieciaki takie ząbkowanie przewlekłe mają



piątek, 15 marca 2013

sprostowanie

a jednak, dziś miałam ochotę ryczeć jak dzika po tym moim synusiu.

myślę, że poprzedni post był na zasadzie bólu porodowego ;)
boli jak diabli, ale po wszystkim prawie zapomina się, że to było na serio

tak chyba też z "trudnymi" dniami naszych dzieciaków.
jest czas, że już dość, że dalej nie dam rady, że ryknę jak lwica.

a później, ten cudny uśmiech i czasem słodki całus
i już się nie pamięta.

czwartek, 14 marca 2013

dziwna natura człowieka

przypomniałam sobie właśnie scenę z filmu, pewnie amerykańskiej komedii, w której to mężczyzna opiekuje się lalką dzieckopodobną. lalka ta oczywiście siusia, kupkę robi, ulewa, płacze i wszystko to co dziecko robi. po pewnym, niedługim czasie, mężczyzna nie wytrzymuje i na oczach wszystkich zaczyna trzepać zabawką, rzucać nią i drzeć się na nią. scena była rzeczywiście zabawna, biorąc pod uwagę oczywiście to, że była to tylko zabawka.


i gdybym ja miała taką lalę podejrzewam, że po kilku dniach postąpiłabym tak samo.

i gdybym chodziła do amerykańskiej szkoły (jeśli się nie mylę, w amerykańskich szkołach stosowane są takie praktyki), zapewne testu na matkę bym nie zdała...

myślę, że zabawkę można jeszcze wyłączyć.
dziecka nie...


więc pytam w jaki sposób my matki nie rzucamy dzieckiem, nie bijemy, nie drzemy się po nim z wariacką furią???


a ja codziennie dziękuję Bogu,
za uślintanego małego
obesranego
sikającego jak tylko ściągnę pampersa
ulewającego na mnie przed ważnym wyjściem
płaczącego czasami po całych tygodniach
miączącego pół dnia
udającego, że się ksztusi jak tylko mu buziaka skradnę :)




kobieta to naprawdę dziwne stworzenie;

jej nawet ślniki smakują ( żeby dzidzia nie był cały mokry...)
dla której kupka pachnie
plamy z wymiocin wcale, aż tak bardzo nie rażą
płacz brzmi jak cudowna melodia
jęczenie to tylko chwilowa słabość
a ksztuszenie przy pocałunku- wyraz wielkiej miłości



choćbym nie wiem jak nieznośny był mój maluch
taki widok wszystko wynagrodzi
włącznie z nieprzespanymi nocami :)